Aktualności

Przeżyć obóz- nic to dla nas

Na początku czerwca uczniowie klasy drugiej liceum mundurowo-sportowego przebywali na obozie survivalowym… na końcu świata w miejscowości Sokole- Kuźnica, leżącej w malowniczych Borach Tucholskich. Prawdziwy to koniec świata, bo wokół nas tylko las i woda- Zalew Koronowski. Po przybyciu na miejsce mieliśmy nietęgie miny, bo warunki, w których przyszło nam przeżyć 3 dni były iście survivalowe. 15 uczniów, 14 dziewczyn i rodzynek Robert mieli do dyspozycji

dwa wojskowe namioty, a toalety i natryski były ulokowane pod wiatą. Za stołówkę „robił” z kolei duży namiot do którego podczas naszego pobytu wleciał… dzięcioł. Aby oddać klimat należy też dorzucić biegające nie tylko po drzewach, ale i po ludziach wiewiórki. Ogólnie hardcore ;)

Nad całością czuwała Pani Hania, której talentu rajdowego pozazdrościłby nawet Kubica, bo w swoim Tico czuła się, jak ryba w wodzie, zwłaszcza na szutrowych, leśnych dróżkach. Nasze obozowe życie spędziliśmy z Panem Grubym vel Majstrem, który z pasją, w sposób bardzo niekonwencjonalny prowadził nas przez leśne, survivalowe meandry, wzbudzając śmiech ,radość ,ale i podziw. Pan Włodzimierz, bo tak ma wpisane w dowodzie, leśnik z wykształcenia, amator starych mebli, zbierania poroża i innych ciekawych rzeczy, zdobył wśród młodzieży szacunek, co było widoczne podczas jego pożegnania (nie chcieliśmy go puścić do domu). Co myśmy z nim mieli? Zanim jednak pojawił się nasz specjalista od leśnych przygód, mieliśmy sposobność popłynąć w rejs statkiem po Zalewie Koronowskim, a oprócz wiatru we włosach zatapialiśmy się w ciekawe historyjki, które opowiadał nam kapitan łajby.  Następnie Pan Gruby po krótkiej prezentacji poroży i skarbów leśnych zabrał nas w swoje królestwo, po to byśmy zebrali na leśny napój odpowiednie składniki: skrzyp leśny, pokrzywy, melisę, miętę i czeremchę. Jak się później okaże ta mieszanka wybuchowa była wprost rewelacyjna. Cały garnek tego napoju bogów wypiliśmy w kilkanaście minut! Przy okazji, co odważniejsi mogli skusić się na mrówkę, która notabene smakowała jak kwasek cytrynowy. Późnym wieczorem już po ognisku ruszyliśmy po raz kolejny w las, tym razem podzieleni na dwie grupy zaczęliśmy rywalizację w podchody. Cała zabawa z wieloma atrakcjami na trasie trwała ponad dwie godziny i skończyliśmy ją grubo po północy. Najlepiej zapamiętamy z terenowego rajdu zapewne atak pilarza i „białej damy” w lesie, równo o godzinie 24. Usain Bolt nie powstydziłby się takiego sprintu, jaki stał się naszym udziałem;) Niektórym podczas ucieczki pospadały buty, a nie było to takie trudne, bo wcześniej wykonując jedno z zadań musieliśmy się nimi wymienić. 

Sobota to budowanie szałasów, sztuka maskowania oraz budowa kajaka z witek leszczynowych. Co ciekawe udało się zbudować kajak ,który został zwodowany, a nasza Marlena przepłynęła w nim spory dystans. Nasze dzieło chcieliśmy zabrać do Bytowa, ale ostatecznie zostawiliśmy kajak w lesie. Poza tym pobawiliśmy się wykrywaczem metali, szukając wcześniej zakopanych butelek z napojami, w które wbiliśmy gwoździki. Zabawa była przednia. Oczywiście w między czasie graliśmy w siatkówkę, gdzie śmiechu było co niemiara. Ostatni dzień pobytu przywitał nas deszczową pogodą, a na deser zostawiliśmy sobie zawody paintballowe. Pomimo niesprzyjającej aury udaliśmy się na pole bitwy, gdzie w ponad godzinę dorobiliśmy się siniaków, ale było warto, bo adrenalina miała się dobrze. W drodze powrotnej do domu zahaczyliśmy o Mc Donalda w Chojnicach, a godzinę później zmęczeni, ale zadowoleni byliśmy już w Bytowie. Warto było, a ci którzy nie pojechali niech żałują!!!

Joomla 3 templates
Friday the 26th. Copyright © 2011-2017 ZSP Bytów